✨ Odwiedziny ✨

HoLife Parapsychologia to blog poświęcony poszukiwaniu harmonii ciała, umysłu i ducha poprzez naturoterapię oraz ajurwedę. Na stronie HoLife dzielę się wiedzą i doświadczeniami, oferując artykuły na temat alternatywnych metod leczenia oraz rozwoju osobistego. Z pasją odkrywam tajniki psychotroniki i nauki niekonwencjonalnej, aby inspirować do wprowadzenia pozytywnych zmian w życiu. Moje treści są skierowane do wszystkich, którzy pragną zgłębić temat holistycznego podejścia do zdrowia.

Zapraszam do lektury, aby wspólnie odkrywać możliwości, jakie niesie ze sobą natura i nauka.

Blog HoLife ~ ☕🌿

white ceramic mug on white book
blue lake and rainbow under nimbus clouds
16 marca 2025

Jak odnalazłam szczęśliwość? ~ Zakończenie toksycznych relacji, samouzdrawianie i droga do pięknej transformacji; Pod lupą współuzależnienie i procesy chemiczne w mózgu podczas zauroczenia✨💜

Słowem wstępu, chciałabym napisać ogólnikowo, że czasami nie zdajemy sobie sprawy, jak bardzo jesteśmy uwikłani w coś, co nas niszczy. Toksyczne relacje, manipulacja, życie w ciągłym lęku – to wszystko może stać się codziennością, do której przyzwyczajamy się tak bardzo, że przestajemy zauważać, jak bardzo nam szkodzi. Dlatego tak ważne jest, by mówić o tych doświadczeniach – nie po to, by rozdrapywać rany, ale by pokazać, że można się z nich uleczyć.

Życie na emocjonalnym rollercoasterze to nie tylko zmęczenie psychiczne – to także realne zagrożenie dla naszego zdrowia fizycznego. Kiedy ciągle tkwimy w napięciu, organizm produkuje nadmierne ilości kortyzolu i adrenaliny – hormonów stresu, które w długim okresie prowadzą do wypalenia, wyniszczenia i poważnych konsekwencji zdrowotnych.

🔹 Ciągłe napięcie nerwowe sprawia, że ciało żyje w trybie „walki lub ucieczki” – serce bije szybciej, oddech staje się płytki, mięśnie są napięte.

🔹 Podwyższony poziom kortyzolu zaburza gospodarkę hormonalną, powodując bezsenność, chroniczne zmęczenie, wahania nastroju, a nawet problemy z trawieniem i odpornością.

🔹 Adrenalina w nadmiarze może prowadzić do problemów z sercem, skoków ciśnienia, ataków paniki i migren.

🔹 Ciągłe wahania emocjonalne mogą powodować mgłę mózgową, trudności z koncentracją i uczucie przytłoczenia.

🔹 Długotrwały stres zwiększa ryzyko depresji, stanów lękowych i prowadzi do emocjonalnego wyczerpania.

Nie jesteśmy stworzeni do życia w ciągłym napięciu. Nasze ciało i umysł potrzebują spokoju, równowagi i bezpieczeństwa. Dlatego tak ważne jest, by zauważyć, w jakim stanie się znajdujemy, i podjąć decyzję o zmianie.

Dziś chcę podzielić się moją historią – nie po to, by wracać do przeszłości, ale by pokazać, że nawet z najciemniejszych miejsc można odnaleźć światło. Że zawsze jest wyjście. Że szczęście zaczyna się od decyzji, by zawalczyć o siebie i wejść w kojącą energię samouzdrawiającej wysokiej wibracji. ✨

 

Byłam po tej drugiej, ciemniejszej stronie życia. Moja historia nie była "łatwa"...

Droga do zmiany nie zawsze jest lekka, u mnie był to proces, jednakże czuję, że trzeba o nim napisać, aby wiedzieć, jak to wygląda od strony praktycznej. Każdy z nas ma swoją historię, ja również ją mam. Powiem wprost. Nie raz, nie dwa; nie widziałam sensu w moim życiu. Czułam, jakbym dryfowała w rzeczywistości, która nie była moja( ?) ~ pełna fałszywych ludzi, pustych obietnic i relacji, które bardziej raniły, niż dawały miłość i ukojenie. Weźmy pod lupę, moje ostatnie 6-8 lat życia i porozmawiajmy bez tabu o mojej przypadłości jakim jest współuzależnienie. Miałam wtedy 20-22 lata. 

💔 Związki, które zrodziły i pogłębiały moje lęki 

Byłam w relacjach, które zamiast dodawać mi skrzydeł, podcinały je przy samej ziemi. Relacje, w których czułam się niewystarczająca, w których gubiłam siebie, dostosowując się do kogoś, kto nie był dla mnie dobry i to nie tak, że problem leżał tylko we mnie, na długofalowym uczęszczaniu do specjalisty usłyszałam mocne, ale jakże prawdziwe słowa - Ci ludzie po prostu nie chcieli być dla mnie dobrzy, nie kochali mnie bo nie czuli, że chcą angażować się w moją osobę i chcieć sprawić, aby moje życie było lekkie i dobre. Podejmowali świadome wybory, czy chcą kochać.

Pamiętam, jak te słowa mną wstrząsnęły. Nie umiałam pojąć, jak można nie chcieć kochać swojego partnera? Z którym dzieli się łóżko, z którym je się wspólnie śniadanie i snuje plany, spędza czas, no ale co? Nagle spada meteoryt tej "miłości", a za chwilę pada się ofiarą przemocy psychicznej, wyzywania od A do Z, przypominając, jak bardzo jest się nikim, pielęgnując ten kod w układzie nerwowym, co było dość skuteczne w moim przypadku, ponieważ jestem osobą wysoko-wrażliwą, a jak i później się okazało przy diagnostyce psychologicznej - osobowością zależną i współzależną. Z tego tytułu zakwalifikowałam się i zdałam niestety pozytywnie test MBTI, cierpiałam na ostre stany lękowe i otrzymałam skierowanie na terapię indywidualną z tytułu współuzależnienia i przebyłam drogę około 5ciu prób dobierania odpowiedniej farmakoterapii, żeby siebie na tamten moment ratować. By móc pokochać się na nowo. 

Dlatego, ponieważ pewnego dnia mojego piekła uwierzyłam, że związki tak wyglądają, że częściej lub rzadziej jest się naczyniem dla przykrych słów i workiem treningowym na stłumione emocje osób z zaburzeniami, którym należy współczuć, że tacy są, znosić to i za wszelką cenę pomagać, rozumieć jak również zachować przy tym resztki godności i zdrowy umysł. Nie wiedziałam, że moje życie może wyglądać inaczej. Pamiętajmy, że życie z osobami zaburzonymi, to choroba całej rodziny i to naprawdę trudne relacje. Ja oczywiście z biegiem czasu wybaczyłam i odpuściłam w lekkości moją przeszłość, tak naprawdę współczuję każdej osobie, która się boryka z problemami chorób psychicznych, emocjonalnych, np. allkoholizmem, depresją czy również zakorzenioną socjopatią i psychopatią bez wyboru przy narodzinach; mimo wszystko jestem wdzięczna, że mogłam się tyle nauczyć i pojąć, doświadczyć tego, być może bez ostatnich 6-8 lat -  nie byłabym dziś tą osobą, którą jestem teraz, wszystko wykreowało mnie właśnie na takiego, a nie innego człowieka. Choć nie ukrywam, są rzeczy, które ciężko mi pojąć, np. takie, jak świadome krzywdzenie dzieci bądź zwierząt, fizyczne znęcanie się nad drugą osobą. Wiem, że to co ludzkie nie powinno być obce, skądś to się jednak bierze... jednakże, co by ktokolwiek z nas teraz nie pomyślał, nie usprawiedliwiał jakiejkolwiek ze stron - to był temat dla odpowiednich organów, odpuściłam finalnie ten temat, nie drążyłam go dalej, choć mogłam, jednakże nie myślałam o tym, bo musiałam ratować siebie i zapewnić bezpieczeństwo mojej rodzinie; córce i zwierzętom. Zachować zdrowy umysł i zrehabilitować się i moich członków rodziny. A to był priorytet. Zresztą, jak to z każdym zaburzeniem bywa, bo nie żyłam z osobą zdrową - każde z zaburzeń postępuje inaczej, a ja nie miałam mocy szukania szczęścia za kogoś, tak samo nie było to w moim obowiązku, nie jestem specjalistą. Mimo, że bardzo preferowałam tę formę relacji i chciałam wpajać szczęśliwość na siłę; bo skoro ktoś jej nie widział, to jej nie było. A ja mogłam tylko patrzeć jak się dalej taka osoba rujnuje, a w tej kolejce padole rozpaczy stałam w następstwie i ja. I tak oto się działo, moja tożsamość znikała każdego dnia.

Poza tym, przebywanie w tak patologicznym środowisku doprowadzało mnie do naprawdę fatalnych stanów, nie byłam po prostu sobą. Pojawiła się drażliwość, stan gotowości, wysoki poziom kortyzolu i adrenaliny w organizmie, czarne scenariusze, depresyjny nastrój, załamanie nerwowe, szerokie spectrum objawów somatycznych, a nawet próba rywalizacji, gdzie nastał dzień, że już nie chciałam być ofiarą, która płacze na podłodze w łazience, na którą oprawca kładzie na głowę swoje ściągnięte przed chwilą noszone skarpetki, spluwa i pyta czy podać nóż, co by może nie skrócić sobie cierpień lub wielokrotnie będąc duszoną na podłodze, albo w sytuacjach bez wyjścia, gdy odwaga dawała się we znaki zadzwonić na policję - to wyrywać mi telefon i znęcać się dalej, ewentualnie przepraszać, że to się już nie powtórzy i nagle z tyrana, poczuć upragnione ciepło i obiecane złote góry. Więc nastał dzień, kiedy wstałam, otarłam łzy i byłam gotowa na konfrontację. Oczywiście przegrywałam wielokrotnie lądując na podłodze lub oszałamiało mnie uderzenie o ścianę moją głową, po czym znowu równałam się z niskim poziomem podłogi.

W przeciągu 6-8 lat, próbowałam rywalizować z różnymi zaburzeniami, wierząc, że mogę kogoś z nich wyleczyć, zmienić - samej chorując z dnia na dzień jeszcze bardziej. No i właśnie... rywalizować. Jakkolwiek stwierdzenie, że mogłam po prostu odejść jeśli mi nie odpowiadało; miałoby teraz sens, to tak, być może, nie neguję tej sugestii, ale osoby, które wiedzą, jak wygląda takie życie, dobrze zdają sobie sprawę, że odejście z takiej relacji graniczy często z cudem. Trzeba mieć w sobie bardzo silną wolę, której wtedy mi brakowało. Byłam uzależniona od życia w tyraństwie. Zresztą, jak się już odważyłam, oberwałam rykoszetem, nie dano mi odejść w spokoju. Warto pamiętać, że osoby współzależne to nie tylko takie, które mają w domu przypadki alkoholizmu. Były wówczas nawet takie momenty, że ukrywałam sińce na ciele na spotkaniach rodzinnych, aż pewnego dnia, moja mama z rodziną przy wspaniałej sałatce od mojego dziadka przerwała ciszę, ażeby zapytać mnie, czy wszystko w porządku. Nie było w porządku, choć gula w gardle nie pozwalała mi mówić. Pamiętam, jak odłożyłam lekko zarazem sztywno widelec i nie mogłam wydobyć z siebie ani krzty dźwięku, nic nad wyraz, niż tylko wypełnić oczy łzami i wybuchnąć rozpaczą przy stole zasłaniając twarz. 

W ten oto powyższy sposób - miłość i zdrowa relacja nie wygląda. Za to właśnie wsparcie jakie zostało mi okazane od rodziny w tamtym okresie było niezastąpione. Gdzieś to wiedziałam z tyłu mojej głowy, że już dawno powinnam to zakończyć, zadziałać, interweniować..., ale miałam ogromny problem kilka lat uwolnić się z takiej relacji przez moją nieleczoną dolegliwość jaką było współuzależnienie, o którym nie wiedziałam. Za to naprawdę wierzyłam, że mam moc zmian i że "jakoś to będzie", przecież te sytuacje z siniakami, umniejszaniem czy grożeniem... nie są za często, to minie, to też proces. Wtedy faktycznie wykazałam się ogromem egoizmu, gdyż problem nie dotyczył tylko mnie, a również reszty mojej rodziny, a o tym głośno się nie mówiło, tylko zacierało temat pod dywan. Miałam święte poświadczenie, że związek jak już jest, to ma trwać. Co by się nie działo. No ale nie wiem gdzie była moja granica? Długo przerabiałam mój żal, jak mogłam pozwolić krzywdzić moje dziecko i zwierzęta. Ku końcowi naszego cierpienia dopiero musiała stanąć moja rodzina, gdy zauważyła moją krzywdę i zaczęła zadawać co raz więcej pytań.

Gdy już udało mi się skonfrontować oprawcę - i tak wymyślono scenariusz, obronny, że robię to sobie sama, że przesadzam, że jestem niestabilna. Tak, nie byłam, bo kto normalny by był. Jednakże, wszystko próbowano wywrócić przeciwko mnie. Ogólnie wiele spekulacji i manipulacji przeżyłam, ale te odbiły się na mnie najbardziej dlatego o tym zdobyłam odwagę opowiedzieć dziś ze szczegółami, również dla tych, którzy tkwią w takim współuzależnieniu. Nie bagatelizujmy krzywdy, którą widzimy, toksycy to dobrzy aktorzy. Zawsze się wybielą. A ja stanęłam po stronie prawdy i transformacji.

Gdy widzisz krzywdę, nawet jeśli to twój znajomy, sąsiad, ktokolwiek - reaguj. Na moje cierpienie moi przyjaciele, znajomi - zakładali opaskę na oczy. Choć nie ukrywam, wielu rzeczy nie mówiłam, a gdy nas odwiedzano, wszystko wyglądało "nie tak źle". Znacie pewnie to przysłowie..."Dobra mina do złej gry?". 

Napisałam na początku treści o wyborze w miłości, bo dziś wiem, że jest to wybór, a nie lotne uczucie "Kocham, bo tak". Według mnie; Nie da się kochać od tak i choć moja wewnętrzna nastolatka teraz rozpoczęłaby istną batalię na słowa "Kto ma rację"... dziś jako świadoma kobieta, szczęśliwa, spełniona partnerka, wiem, że miłość to wybór. Wybór taki, że bierzemy odpowiedzialność za naszą miłość, że chcemy dbać o naszego człowieka, że naszym wspólnym wyborem, jesteśmy właśnie razem tu i teraz, bo chcieć muszą dwie osoby, a nie jedna, a nie dlatego, że uczucie się pojawiło i tyle. Te motyle w brzuchu to nic innego jak chemia, która wiem, że u mnie to na pewno dobrze nie działała, szłam za tym co najbardziej smyrało moje trzewia niczym trzepot 1000'ca motyli z ADHD. Kilka miłych słów, obietnic zapewniających zmianę - i upadałam do stóp niczym przegrany samuraj, któremu obiecano pokój i porozumienie, a później poddawano go torturom lub ścinano głowę jego własną kataną, a oczy rzucano świniom.

Zostawmy to chwili ciszy. 

😔 Ludzie, którzy tylko brali. Aktorstwo godne Oskara.

Otaczałam się osobami, które widziały we mnie swoją szansę na własne korzyści. Wierzyłam w szczerość, choć dostawałam manipulację i spektakle w teatrze, w którym płacono energią życiową. Jestem zdumiona, że żadne z tych ludzi, nie rozwinęło się w branży aktorskiej, serio! Uważam to za talent, a nawet dar. Naprawdę nie piszę tego złośliwie, tych emocji już dawno się wyzbyłam i czuję lekkość, gdy o tym mówię czy piszę, wybaczyłam już dawno, jednakże uważam, że trzeba mieć naprawdę przysłowiowy "dryk", żeby zaprezentować spektakl i wejść w rolę tak mocno, że każdy uwierzyłby, że to dzieje się naprawdę; nie będąc zawodowym aktorem. Kilka lat temu, pod koniec mojej toksycznej relacji i kończenia pewnych historii, znajomości i zamykania rozdziałów - miałam wrażenie, że gdzieś na pewno jest ukryta kamera, bo to nie możliwe, co się działo. Być w centrum tak wielkiego spisku i złożeczeń, że myślę, że żadna zdrowa o umyśle głowa nie wytrzymałaby tego za długo.

Ja nie wytrzymałam - efektem tego była u mnie zmiana miasta, miejsca zamieszkania, innej opcji nie było. Przynajmniej ja żadnych innych na tamten moment nie mogłam dostrzec, ponieważ nie byłam w stanie. Oczywiście samej, byłoby mi ciężko podjąć próbę przeprowadzki, miałam to z tyłu głowy, ale tylko tyle, jednakże nadarzyła się "okazja", a więc postawiłam wszystko na jedną kartę. Teraz albo nigdy. W mojej głowie załączył się tryb ucieczki, a mój organizm był poddany działaniu naturalnej adrenaliny i kortyzolu na poziomie góry Mount Everest. Dziś ograniczam tamto miasto tylko i wyłącznie do odwiedzin rodzinnych, pracy i mojej stylistki paznokci. Swoją drogą pozdrawiam Cię Aniu, i dziękuję, ponieważ bardzo mnie wspierałaś rozmowami w tamtym czasie, za co jestem ogromnie wdzięczna! 

🙇🏻‍♀️ Objawy stanów lękowych

Na szczęście teraz potrafię tam funkcjonować, ale pamiętam, jak moje ciało odmawiało posłuszeństwa, gdy trzeba było jechać do pracy, a moje jelita, żołądek i zwieracze płatały mi figle, miałam ostre stany lękowe i ataki paniki, potrafiłam zalać się moczem, dostać duszności, krwotoku z nosa niczym dziki wodospad Niagara, zawrotów głowy, ataki migrenowe, na tak wysokiej częstotliwości...a nawet takiej, że musiało do mnie przyjechać pogotowie do pracy podać mi dożylnie sterydy, ponadto dreszczy, drgawek. Cóż tu więcej dodawać. Moje ciało nie funkcjonowało. Mój układ nerwowy był żywą ruiną, choć mój umysł kochał życie i chciał żyć, dlatego się nie poddałam. A miewałam różne momenty. Myślałam, że dam ochłonąć pewnym relacjom, abyśmy mogli kiedyś spotkać się przy kawie o tym porozmawiać, jednakże ostateczną moją decyzją było odpuszczenie i pójście po prostu dalej.

Opowiadam to teraz dlatego, żeby pokazać, że droga do transformacji jest różna u każdego z nas i nie będzie szablonowo identyczna w każdym przypadku. Czasem jest trudniej, czasem łatwiej. Nie twierdze też, że nigdy przenigdy - ja, nie popełniłam żadnego błędu, jednakże na mojej drodze ku rozwojowi osobistemu nauczyłam się, że każda chwila, człowiek, sytuacja - uczy. Po pewnym czasie, wiem, dlaczego wybrałam wtedy samotność i się odseparowałam od wszystkich, którzy wystawili mnie na ten słaby spektakl. Wyszłam nie płacąc.

Chciałam latać, a więc nie pasowałam do kurnika pełnym kur.

Pragnęłam się wspinać, więc nie pasowałam do grona, które lubiło przemierzać kilometry w jaskiniach.

Marzyłam mieć rodzinę, kochać i żyć, a nie być egoistką, ranić i próbować przetrwać każdy kolejny dzień, nie wiedząc co przyniesie.

Dlatego moja zmiana miejsca zamieszkania, zakończenie pewnych relacji - było konieczne, abym mogła chcieć, pragnąć i marzyć i po prostu żyć.

💭 Życie w lęku i pustce.

W końcu powiedziałam: DOŚĆ. 

Każdy dzień był mieszanką niepokoju i uczucia, że czegoś mi brakuje – choć wtedy nie wiedziałam jeszcze, że tym „czymś” byłam ja sama. Gdy zmieniłam miasto, mimo, że powinno być lepiej, wcale nie było. Odseparowałam od siebie bodźce stresowe, a stres był, budziłam się zalana potem, dużo płakałam i właściwie sama do końca nie wiedziałam dlaczego, dlatego od razu poszukałam specjalisty w mojej okolicy, gdzie właśnie zrobiłam wszelkie testy, odbyłam godziny rozmów z psychologiem i psychiatrą, opowiedziałam wszystko ze szczegółami, co wtedy było dla mnie ciężkie, a następnie zakwalifikowałam się na indywidualną terapię współuzależnienia jako ofiara przemocy i zaczęłam walczyć o własną tożsamość, którą poświęciłam kiedyś dla innych. Moją córkę również zapisałam do psychologa, gdyż nabawiła się w tamtym czasie nerwicy i drapała do krwi swoje ciało. Moje najostrzejsze objawy ustały, miałam również niefajne plamy na ciele, które jak się z czasem okazało - były wynikiem podwyższonego kortyzolu w organizmie, ponieważ dzięki zmianom na lepsze - zniknęły. Sprawcą był stres. Moje ciało zaczęło się samouzdrawiać i regenerować. Przepisywano mi leki jedne, drugie, trzecie... może za piątym razem, dostałam dość trafne, choć nie ukrywam, zagłębiając naturalne metody leczenia, odczuwałam ten zły wpływ chemii w moim organizmie, jednakże, regeneracja organizmu po takich wydarzeniach to długi proces. Wtedy nie bardzo miałam wystarczająco dużo wiedzy z zakresu samouzdrawiania, dlatego też farmakoterapia była dla mnie niezbędna w poszukiwaniu balansu, gdyż miałam bardzo silne objawy somatyczne o charakterze neurologicznym. Przeszłam przez ten proces, dlatego byłam w każdym położeniu i perspektywie mojej transformacji.

💚 Edukacja uzdrawiająca

W między czasie zaczęłam zagłębiać techniki samouzdrawiania, parapsychologii, zapisałam się na studium Uzdrawiania Integracyjno~Psychotronicznego - a pobyt wśród tak pięknych dusz jakie tam spotkałam podczas wykładów, koleżanek i mentora - przerosły moje wszelkie oczekiwania. Z lekkością były wyrażane w moją stronę słowa uznania, wdzięczności i wsparcia. Usłyszałam, że dobrze, że jestem, że niosę światło. Mój mentor pod koniec edukacji powiedział również na forum grupy, że niosę w sobie prawdę. Dlatego dziś przyszłam tutaj z prawdą. Stworzyłam prawdziwą przestrzeń transformacji. Już sam pobyt wśród takich osób wysokowibrujących przyniosło mojej duszy spokój. Potrzebowałam po prostu empatii, wyrozumiałości, czułości i wsparcia. Wtedy odkryłam najlepszą wersje siebie pełną delikatności, którą skrywałam pod tą skorupą zaschniętych skrzepów i wielu warstw blizn. Dlatego, nawet jeśli nie wiążesz przyszłości z edukacją i działalnością parapsychologiczną, warto zagłębiać te tajniki, chociażby dla siebie. Nauczyłam się medytować, zagłębiać techniki wizualizacji medyczno-twórczej i hipnozy, uleczać rany, uzdrawiać, samouzdrawiać i wiele więcej. A to miało znaczący wpływ na mój obecny dobrostan.

 

Co dokładnie zmieniło moje życie?

Kiedy jesteś w ciemności, myślisz, że świat już taki jest – że nie ma wyjścia. Ale to nieprawda. Świat się nie zmienia – to my decydujemy, jak chcemy go widzieć.

🔸 Zrozumiałam, że to JA tworzę swoje życie. Nie jestem ofiarą. Mam wybór. Mam swoje zdanie, mam moc kreacji i zmian. To ja mam wpływ na to, jakie osoby mnie otaczają. Zauważyłam, że podczas edukacji uzdrawiającej, moja wibracja wzrosła i osoby, z którymi dzieliłam jako tako jeszcze kontakt, zaczęły się ze mną poróżniać, nie bardzo mieliśmy już o czym rozmawiać, każde z nas miało inne podejście, wartości. Czułam się jak kosmita. Stąd moje grono znajomych uściśliło się do totalnego minimum. Po prostu nie mieliśmy już swojego spójnego mianownika, poróżniła nas energia jaką emanujemy, wibracja i wartości. 

🔸 Zaczęłam pracę nad sobą. Terapia, medytacja, tarot intuicyjny, środowisko i przychylni, prawdziwi ludzie, których napotkałam – to sprawy, rzeczy, zmiany, znajomości, które pomogły mi dotrzeć do prawdziwej siebie.

🔸 Odcęłam się od toksycznych ludzi. Jeśli ktoś nie wnosi światła do Twojego życia – niech nie wprowadza w nie mroku. Ujrzałam prawdzie w oczy, że nigdy nie miałam prawdziwego przyjaciela, nie miałam kogoś, kto widział we mnie kogoś więcej, ani kogokolwiek kto chciałby o mnie zadbać i po prostu kochać za to jakie mam wnętrze. Miałam niejednokrotnie wrażenie, że skrupulatnie to we mnie zabijano. Pamiętam, jak zakończyłam toksyczną relację, a wszyscy moi znajomi finalnie powiedzieli, że to moja wina, że przyczyniłam się do tego jak to wszystko wyglądało. Nie mogłam uwierzyć, jak bardzo można być ślepym na krzywdę ludzką. Po prostu załamałam się tym, jak człowiek człowiekowi wilkiem, więc wraz z tym, że udało mi się uwolnić od tamtej relacji, odwróciły się ode mnie bliskie mi w tamtym okresie osoby, co złamało moje serce na pół. To było dla mnie za dużo na tamten moment, a manipulacja mojego środowiska udała się mojemu oprawcy. Obiecał, że odbierze mi wszystko, groził, życzył jak najgorzej i skrupulatnie mu się to udawało. Oddałam zwycięstwo walkowerem, nie wiedząc... że to właśnie ja zwyciężyłam. Dziś wiem, że te osoby nie były dla mnie bliskie. Tak naprawdę to obcy ludzie. Były bliskie w moim mniemaniu, dla nich - nie istniałam. Żyłam w swoim świecie fantazji o przyjaźniach, wówczas nie mając wtedy ani jednego przyjaciela.

Dziś wiem, że tak miało być. Tutaj w grę wchodzi postrzeganie pozazmysłowe energii, którego nauczyłam się podczas studium i dostrzegłam to, czego nie mogłam wtedy. Grupę ludzi ciągnie do siebie podobna wibracja, a ja nie pasowałam do tak niskich, gdzie panował żal, złość, gniew, duma, wstyd, smutek i wiele innych...tych niekorzystnych dla mnie. Zresztą można podejrzeć sobie mapę poziomów świadomości D. R. Hawkinsa. Tam ładnie są opisane emocje wysokowibrujące i niskowibrujące. A więc finalnie... zostałam wyręczona z decyzji o zakończeniu relacji, po prostu już się o nie nie ubiegałam, puściłam w eter swoją energię i zaczęłam obserwować co będzie dalej... a dalej nie trzeba zgadywać było tylko lepiej. 

🔸 Pokochałam siebie. I to był najważniejszy moment. Zaczęłam dostrzegać szczegóły. Z uśmiechem budzić się każdego dnia i móc swobodnie patrzeć w lustro. Uczyć się w gronie cudownych osób. Stawiać swoje własne potrzeby na pierwszym miejscu, być dla samej siebie priorytetem każdego pięknego dnia, czuć spokój, budować z pasją ognisko domowe, w którym w końcu czuję się już bezpiecznie. Być świadkiem uśmiechu i spokoju własnego dziecka, szczęśliwego dziecka. Obserwować, jak mój piesek nie cierpi już na nasilony lęk separacyjny i jego ostre objawy, popuszczanie w domu, szczekanie przy każdej możliwej okazji - znacznie się zminimalizowały. To było bezcenne uczucie móc odzyskać siebie i moją rodzinę, pokochać i zacząć widzieć świat pięknymi barwami. Wiedzieć, że nikt już nas nie skrzywdzi. Jak wszyscy jesteśmy w procesie energii uzdrawiania. Po prostu zaczęłam żyć pełnią życia, dostrzegać piękno i tworzyć je razem z moją rodziną. 

Dziś jestem inną osobą. Silniejszą, szczęśliwszą, bardziej świadomą. Uczę się każdego dnia, ale teraz wiem, że szczęście jest we mnie – a nie w ludziach, rzeczach czy okolicznościach. 

Kiedyś kochałam jesienny deszczowy dzień, teraz kocham wschody i zachody słońca, a najbardziej tęcze na niebie po deszczu.

Kiedyś mówiłam, że zrobię coś jutro, a teraz po prostu działam.

Kiedyś odmawiałam sobie czegoś na poczet drugiej osoby, a dzisiaj stawiam siebie na pierwszym miejscu. 

Kiedyś zakrywałam paranoicznie okna zasłonami, czując strach oczu sąsiadów, dziś nie mam zasłon i budzi mnie widok Czeskich wyżyn.

Kiedyś dostawałam ataku paniki przy przypadkowym napotkaniu kogoś z przeszłości, dziś uśmiecham się ciepło i szczerze - Witając się jak z każdym innym człowiekiem. 

Kiedyś myślałam, że mam po prostu pecha i taki mój los, a dziś jestem kreatorem szczęśliwości, ponieważ mam moc światła i prawdy.

Kiedyś w moich wypowiedziach było dużo nie, nie i nie. Dziś, wszystko jest możliwe, jeśli tylko tego pragnę.

Kiedyś bogactwem były dla mnie rzeczy materialne, nabyte finanse, a dziś, moim bogactwem jest zdrowie, moja rodzina i całe życie.

 

Jak działa współuzależnienie i chemia w mózgu podczas zauroczenia?

 

1. Jak działa chemia zauroczenia? Co dzieje się w móżgu 

Kiedy się zauroczyliśmy, nasz mózg zamienia się w prawdziwe laboratorium chemiczne. To, co odczuwamy jako euforię, ekscytację czy obsesyjne myśli o drugiej osobie, to efekt działania kilku kluczowych neuroprzekaźników i hormonów:

💖 Dopamina – hormon nagrody i uzależnienia

Dopamina to główny sprawca „haju miłosnego”. Odpowiada za przyjemność i nagrodę – ten sam mechanizm, który aktywują narkotyki, alkohol czy hazard. Sprawia, że każda chwila z ukochaną osobą jest intensywna i ekscytująca, co może prowadzić do uzależnienia od tych emocji.

🔥 Noradrenalina – ekscytacja i „motyle w brzuchu”

To ona odpowiada za przyspieszone bicie serca, spocone dłonie i euforię. To dlatego zakochani czują się podekscytowani, nie mogą spać i nie odczuwają głodu.

💕 Serotonina – obsesyjne myśli

W fazie zauroczenia poziom serotoniny spada, co prowadzi do obsesyjnego myślenia o drugiej osobie. To podobny mechanizm jak w zaburzeniach obsesyjno-kompulsyjnych (OCD), dlatego trudno nam oderwać się myślami od ukochanej osoby.

🧠 Osłabiona kora przedczołowa – brak logicznego myślenia

Zauroczenie osłabia aktywność kory przedczołowej, która odpowiada za logiczne myślenie i analizę sytuacji. To dlatego zakochani często ignorują „czerwone flagi”, idealizują partnera i podejmują nieracjonalne decyzje.

2. Jak te procesy wpływają na osoby ze współuzależnieniem?

Osoby współuzależnione często dorastały w środowisku, gdzie miłość była warunkowa, a chaos emocjonalny był normą. Z tego powodu chemia zauroczenia może działać na nie jeszcze silniej, ponieważ podświadomie szukają intensywnych emocji, które przypominają im znane schematy z dzieciństwa.

🔸 Uzależnienie od dopaminy i dramatu

Osoby współuzależnione często nieświadomie uzależniają się od huśtawki emocjonalnej – kłótnie, rozstania i powroty dają im silne dawki dopaminy. Kiedy jest dobrze, czują euforię. Kiedy jest źle, cierpią – ale ten cykl uzależnia.

🔸 Błędne koło ratowania i nadziei

Współuzależnieni często wierzą, że jeśli tylko będą wystarczająco się starać, partner się zmieni. Toksyczna relacja przeplata chwile „idealnej miłości” z momentami bólu i odrzucenia, a mózg zapamiętuje te dobre chwile jako nagrodę, co utrudnia wyjście z relacji.

🔸 Strach przed odrzuceniem i poczucie winy

Osoby współuzależnione często odczuwają głęboki lęk przed porzuceniem – nawet jeśli relacja je rani. Czują, że to one są winne problemom w związku, więc jeszcze bardziej się starają, aby „zasłużyć” na miłość.

🔸 Spadek serotoniny – stan przypominający depresję

Po rozstaniu, poziom serotoniny i dopaminy gwałtownie spada, co może powodować objawy podobne do zespołu odstawienia – apatię, depresję, lęki. To sprawia, że osoby współuzależnione często wracają do toksycznych relacji, bo nie potrafią znieść emocjonalnej pustki.

3. Dlaczego tak trudno odejść z toksycznej relacji?

💔 Zależność emocjonalna – organizm uzależnia się od chemii zauroczenia i trudno funkcjonować bez tych intensywnych emocji.

💔 Zniekształcone postrzeganie rzeczywistości – osłabiona kora przedczołowa sprawia, że ignorujemy ostrzegawcze sygnały.

💔 Nadzieja na zmianę – współuzależnieni wierzą, że wystarczy „jeszcze trochę” wysiłku, by partner się zmienił.

💔 Lęk przed samotnością – toksyczna miłość wydaje się lepsza niż pustka i brak miłości.

4. Jak przerwać ten cykl?

Świadomość mechanizmów – samo zrozumienie, jak działa chemia mózgu, pomaga oddzielić prawdziwe uczucie od uzależnienia emocjonalnego.

Praca nad samooceną – toksyczne relacje karmią się naszymi lękami i brakiem pewności siebie. Im bardziej kochasz siebie, tym trudniej ktoś może Tobą manipulować.

Detoksykacja emocjonalna – po zerwaniu ważne jest, aby nie wracać do kontaktu z toksycznym partnerem, ponieważ każde spotkanie czy wiadomość może ponownie uruchomić dopaminowy cykl uzależnienia.

Wsparcie i terapia – praca z terapeutą pomaga przerwać schemat współuzależnienia i nauczyć się zdrowych wzorców relacji.

Nauka budowania zdrowej miłości – prawdziwa miłość nie jest rollercoasterem. Zdrowa relacja daje spokój, bezpieczeństwo i wzajemne wsparcie zamiast nieustannego napięcia i walki o uwagę, co zresztą napiszę, jak wygląda aktualnie u mnie w obecnej chwili w życiu.

Podsumowując...

Zauroczenie jest pięknym, ale bardzo intensywnym stanem emocjonalnym, który może prowadzić do irracjonalnych decyzji – zwłaszcza u osób współuzależnionych. Toksyczne relacje często działają jak uzależnienie, a chemia mózgu sprawia, że trudno się od nich oderwać. Kluczem do wyjścia jest świadomość mechanizmów, praca nad sobą i odważne postawienie na swoje zdrowie emocjonalne.

Jeśli czujesz, że tkwisz w cyklu toksycznych relacji – pamiętaj, że zawsze jest wyjście. Zasługujesz na miłość, która daje Ci radość i spokój, a nie ból i niepewność. Moja historia jest tego przykładem, że można 💜✨

Moje życie teraz i odczuwanie szczęścia

 

😇 Spotkałam anioła w ludzkiej postaci

Pewnego pięknego dnia, w trakcie moich zmian na lepsze, poznałam mojego ukochanego. Do dzisiaj śmiejemy się, że nasze spotkanie było tylko przypadkiem, choć chciałabym poetycko wybrzmieć, że było nam to pisane w gwiazdach. Przyszedł po konkretną rzecz do mnie do pracy, obsłużyłam go, a później został na 6 następnych godzin. Szybko załapaliśmy, że mamy wiele wspólnego. Zanim zamieszkaliśmy razem, byłam wystraszona, zmartwiona, mało ufna, jednakże okazał mi ogrom cierpliwości i wyrozumiałości po moich doświadczeniach.

Dziś jestem spełnioną matką i kobietą w pożyciu rodzinnego ogniska domowego, pełną ambicji, pomyślnej samorealizacji kreatorką mojego i naszego wspólnego życia. Rozczula mnie, jak każdego dnia dostaje od mojego lubego cudowne długie wiadomości z powitaniem, napomnieniem, jak to słodko spałam, gdy wychodził do pracy, przypomina mi również w nich, jak ważne jest się uśmiechać, żebym zjadła coś dobrego i nie może się doczekać, aż spotkamy się wieczorem razem w domu. Jemy wspólnie posiłki, gotujemy razem, duuuużo rozmawiamy, właściwie o wszystkim, dbamy o naszą relację, planujemy nasze życie, sprawiając, że każdy następny dzień - przybliża nas do wspólnych planów, a ich realizacje niezmiernie nas cieszą. Spotkałam się z przepiękną wrażliwością, wyrozumiałością i dopasowaniem dusz. O okazjach, urodzinach, walentynkach, rocznicach, pamiętamy z wielkim wyprzedzeniem wyczekując tylko, aby spędzić te dni razem, choć nie potrzebujemy świąt, ażeby robić takie rzeczy również bezokazyjnie. Jednakże lubimy celebrować małe wyszczególnione święta. U nas pierwsze skrzypce gra wzajemny szacunek i spędzanie razem czasu, liczenie się z tym, co do siebie mówimy i czujemy. Oboje kochamy zwierzęta, jesteśmy wysokowrażliwi, współodczujący w zdrowy sposób. Dlatego nasze porozumienie jest blisko - wzorcowi prosto z książki. 

U nas w naszej przestrzeni, nie krzyczymy, nie wyzywamy nikogo, po prostu się kochamy, nie kłócimy się, szanujemy swoje zdania i jesteśmy w nieskończonym porozumieniu i otwartej komunikacji. Tworzymy z naszego życia piękną bajkę, kochamy robić wspólne zdjęcia, a w domu ochoczo zapełniamy albumy i kolarze. 

Swoją drogą, piękną niespodzianką wraz z naszą relacją jest jego rodzina, która przyjęła mnie ciepło, mamy wspaniałe relacje, wszystko układa się przepięknie w jedną spójną całość. A do domu wracamy z pełną walizką prezentów. Ostatnio wiozłam domowy smalczyk, schabowe, likier śliwkowy, leczo, bigos, żurek, słodycze, kosmetyki... Jestem wzruszona, gdy o tym piszę, ponieważ doznaję szczęścia i energii, która okazała się dla mnie czymś nowym. Czymś - co jest właśnie normalne, naturalne i tak powinno być. Relacje rodzinne powinny być wspierające, dopingujące w szczęściu i planach, marzeniach, a nie utłaczające i raniące. Zaczęliśmy oboje żyć na nowo, wiemy już czym jest prawdziwa miłość.

I tak, był to nasz wybór, że chcemy żyć w taki sposób, a akurat wszechświat pięknie nas sobie dopełnił w jedną piękną całość, choć nauczyłam się, że nawet i bycie w pojedynkę, może być pełne, dzięki mojej pracy nad sobą. Kawałkiem bardzo dobrej roboty jaką nad tym wykonałam,

Kocham i jestem kochana. Jestem dumna, zarazem doświadczając uznanie. Niosę światło i prawdę, otrzymując ciepło i sprawiedliwość.

Naprawdę życzę każdemu tak pięknej relacji. Ciepła, wyrozumiałości. Wierzę, że z chwilą, gdy postanowiłam odzyskać siebie i żyć na prawdę, coś połączyło nas w takich, a nie innych okolicznościach. Moja wysoka wibracja przyciągnęła dla mnie tego wspaniałego człowieka.

Dlatego chcę pokazać, jak działa energia, jak działa rezonowanie tychże energii, że warto walczyć o siebie, uzdrawiać się, uczyć i dostrzegać szczegóły.

A Ty?

Jeśli czujesz, że tkwisz w miejscu, w którym nie chcesz być – wiedz, że naprawdę możesz to zmienić.

💜 Można odciąć się od tego, co Cię rani.

💜 Można odnaleźć siebie na nowo.

💜 Można nauczyć się kochać swoje życie.

💜 Można powiedzieć DOŚĆ.

To nie dzieje się w jeden dzień, ale każdy krok w stronę siebie jest wart podjęcia pierwszego kroku, i następnego... Wierz mi, że będą i kolejne, gdy spróbujesz! Szczęście lubi się mnożyć, przyprowadza do naszego życia dobrostan o delikatnej muskającej energii.

Ja jestem dowodem na to, że można wyjść z mroku i nauczyć się kochać życie na nowo i uzdrowić ciało wraz z mieszkającą w nim duszą. Ty też możesz.

Jeśli potrzebujesz wsparcia – jestem tutaj. Po prostu się do mnie odezwij w zakładce kontaktu i  wypełnij formularz. Byłam po tych dwóch stronach, przeszłam ten proces, dlatego wiem, jak bardzo zmiany są trudne. Jeśli borykasz się z problemami "bez wyjścia", chorujesz, jesteś wystawiony/a na stres, wiesz gdzie mnie szukać. Dlatego stworzyłam HoLife.

Z miłością, nadzieją i prawdą!

Klaudia ✨

Adres

Wyszyńskiego 45

Wodzisław Śląski, 44-300

Kontakt

Menu

Śledź HoLife w socialach